World Marathon Majors

Mój Chicago Marathon. Jak się dostać na maraton w Chicago? Pełna relacja!

Chicago Marathon wraca po rocznej przerwie na ulice wielkiego tego miasta. To bardzo dobra wiadomość dla biegaczy z całego świata. Osobiście często sobie przypominam swój bieg maratoński w Chicago bo jest to doświadczenie wyjątkowe. Internet co roku mi przypomina w różnych wspomnieniach jak to było. Podobnie jest teraz i zostałem zaatakowany archiwalnymi relacjami na Instagramie, których publikowałem dosyć dużo w swoim czasie. Dlatego, właśnie przyszedł mi do głowy pomysł opisania całej mojej przygody z maratonem w Chicago. To była całkiem przyzwoita przygoda, muszę przyznać i do tej pory uważam ja za jedną z najfajniejszych w moim życiu. Jak się tam znalazłem? Jak się dostać na maraton w Chicago? Powiem jak wygląda dzień biegu? To wszystko postaram się opisać w tym artykule. Zapraszam.


Jak się dostać na maraton w Chicago?

Jak się dostać na maraton w Chicago?

Pierwszy maraton

Start w Chicago Marathon pojawił się u mnie w głowie jak u większości biegaczy, jak przypuszczam. W pewnym momencie, gdy człowiek wie, że może maraton przebiec, chciałby wystartować w jednym z największych maratonów świata. Swego czasu biegałem dużo ale dużo czasu upłynęło zanim byłem gotowy zmierzyć się z maratoński dystansem. Niemniej, jednak udało mi się w końcu przebiec mój pierwszy maraton w Warszawie. Myślę, że swój pierwszy maraton również opiszę kiedyś na blogu. Ukończyłem go z czasem poniżej czterech godzin co było generalnie moim celem na ten bieg.

Zaczynając swoją przygodę z bieganiem myślałem sobie, że fajnie by było ukończyć kiedyś maraton z czasem poniżej czterech godzin. Mógłbym, wówczas skończyć nawet biegać a i tak bym był spełniony. Jak to mówią – apetyt rośnie w miarę jedzenia i po krótkim okresie wyparcie idei przyszłego, jakiegokolwiek biegania wrócił pomysł na kolejny maraton. Tym razem celem było ukończenie tego dystansu w dobrym zdrowiu. Po maratonie w Warszawie byłem wykończony i musiałem się położyć spać na pół godziny za metą, żeby w ogóle odzyskać równowagę życiową i w ogóle iść prosto. Moja ówczesna partnerka przykryła mnie wszystkimi ciuchami, które mieliśmy w torbach i spałem. Być może dlatego nie czułem się do końca spełniony jako maratończyk.

Kolejny maraton… i kolejny

Tak naprawdę, już po maratonie w Warszawie interesowałem się największymi maratonami World Marathon Majors. Oglądałem i czytałem relacje, sprawdzałem koszty, jak się dostać. Spośród wszystkich możliwości najbardziej naturalną była ta, w której chętni zapisują się i biorą udział w losowaniu. W międzyczasie wystartowałem w dwóch kolejnych maratonach, które były totalną porażką.

Maraton w Toruniu ukończyłem ponownie poniżej czterech godzin ale od 30 kilometra szedłem. Nie czułem abym się do niego dobrze przygotował ani dobrze rozplanował bieg, co ewidentnie było widać po wyniku i tempie na poszczególnych odcinkach. Dobrze, że nie miałem trenera bo by się ze mnie śmiał do tej pory.

Drugi maraton to jeszcze większa porażka. Tym razem czas wybiegał długa poza cztery godziny. Wiedziałem, że nie byłem przygotowany ale moja, kolejna ówczesna partnerka powiedziała, że kto nie da rady jak nie ja. Chyba wziąłem te słowa do siebie i pojechałem do Gdańska na maraton. Tempo było spacerowe a nogi opanował beton. Za ścianą to już w ogóle dramat. Wiedziałem, że już na pewno muszę zrobić kolejny maraton – sumiennie i z rozmachem.

No, to jak się dostać na maraton w Chicago? 

Jak już wspominałem do wyboru jest kilka opcji. Wyboru drogi kwalifikacji ale i samego maratonu. Na każdy maraton z World Major Marathons są podobne możliwości. Po pierwsze można się zakwalifikować dzięki swoim wynikom biegowym. Odpada, wiadomo. Kolejną możliwością jest bycie celebrytą i dostanie się na start dzięki jakiejś marce sponsorującej bieg – również odpada. Kolejną, bardziej realną możliwością jest skorzystanie z biura podróży i wsparcia charytatywnego.

Nie wiem dlaczego wszystkie większe maratony dają taką możliwość ale dają I można z niej skorzystać. Niestety wiąże się to z dosyć sporymi kosztami. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie czy warto. Jeśli, warto to czy, jednak nie można z tym poczekać. Moja forma zdecydowanie nie była życiowa i nie zamierzałem poświęcać więcej czasu na sport bo i tak już go było mało. Pomyślałem sobie, że mogę ten maraton, również przebiec za 10 lat, i tak przebiegnę go swoim amatorskim tempem. Dlatego postanowiłem dostać się na bieg z loterii.

Nie pamiętam na ile biegów się zapisałem orzem moim startem w Chicago Marathon ale wiem, że próbowałem na maraton w Londynie i w Nowym Jorku. Wiem też, że zarejestrowałem się na maraton w Berlinie raz ale się nie dostałem. Chicago Marathon był kolejnym, który był na mojej liście do spróbowanie. Zarejestrowałem się zgodnie z przykazaniami, podałem numer karty kredytowe co było najważniejsze i o całej tej rejestracji zapomniałem.

Kwalifikacja

Chicago Marathon przypomniał mi się kilka miesięcy później. Gdybym sobie zapisał w kalendarzu lub zapamiętał to bym wiedział kiedy jest losowanie. A tak, zostałem zaskoczony próba obciążenia jakiejś mojej karty kredytowej. Stojąc w kolejce na poczcie dostałem powiadomienie z banku, że była próba podjęcia środków z jednej z kart przez jakiś „bank”. Karta, ta była akurat zablokowana albo skończył się na niej limit, dlatego, też środki nie zostały zajęte a ja dostałem owe powiadomienie. Już samo stanie w kolejce na poczcie budzi we mnie nerwy a takie powiadomienie tylko dolało oliwy do ognia. Zacząłem wyzywać w złodziei albo niechlujów, którzy chcą mnie obciążyć bez wcześniejszego telefonu. Chwilę mi zajęło ogarnięcie poczty i wniknięcie bardziej w powiadomienie z banku. Okazało się, że wspomniany „bank” to Bank of America. Zapaliła mi się lampka…


Planowanie

Powolny rozpęd

Szok w kolejce na poczcie zamienił się w ekscytację i rozmyślanie, czy to może się udać? Z początku temat uznałem za zamierzchły bo to kolejne koszta i czasu brak. Jednak po kilku rozmowach wskazałem Bank of America inna kartę i znalazłem się na liście startowej Bank of America Chicago Marathon.

Natychmiast zacząłem zbierać informacje na temat biegu i planować przygotowania. Przygotowania sportowe, oczywiście. Można powiedzieć, że wszystkie treningi i start były podyktowane startem w Bank of America Chicago Marathon w październiku. Treningi ala zimę, wiosnę i lato miały dać kumulacja formy biegowej na październik.

Formalności

Oczywiście, były to rzeczy, które trzeba było ogarnąć priorytetowo. Nie byłoby, żadnego biegu w Chicago bez wizy i biletu. Ceny biletów od razu sprawdziłem i kreowały się one w granicach 1500 złotych. Niestety nie miałem, jeszcze wizy i w sumie nie do końca byłem pewien czy to się uda wszystko. Wpisany na maraton już byłem, bo musiałem ale wszystkie tematy zawodowe były pod to dopiero w przygotowaniu.

Wiza

Ważne było załatwienie wizy turystycznej na wjazd na teren Stanów Zjednoczonych. Jeszcze wtedy trzeba było takie coś uzyskać i trzeba było się w tym celu umówić w ambasadzie USA w Warszawie. Bardzo wczesną wiosną przyślą moja kolej na ubieganie się o wizę. Wypełniłem na stronie wniosek a właściwie formularz, który prawdopodobnie się nie zmienił od lat dziewięćdziesiątych. Jak się okazało potem na miejscu retro formularz to nie wszystko. Niestety na miejscu się okazało, że gdzieś tam była ukryta opcja wypełnienia kolejnego formularza i jakieś wydruki. Musiałem  wyjść z ambasady. Całe szczęście miałem ze sobą komputer i w samochodzie wypełniłem formularz, zaznaczając wiele razy, że nie jestem terrorystą. Kawałek dalej znalazłem punkt ksero, taki z lat powstania formularza aplikacyjnego na wizę do USA czyli z lat dziewięćdziesiątych i wydrukowałem odpowiednie dokumenty.

Wizyta w ambasadzie

Wizytę w samej ambasadzie wspominam dosyć dobrze. Budynek w środku wykończony w typowo amerykańskim stylu i czułem się jak w stary amerykańskim filmie sensacyjnym. Nie było, również czuć atmosfery spierdalania z kraju, jak to opisywali wielokrotnie starsi koledzy. Chyba, że ktoś bierze pod uwagę kolejkę, która była dosyć spora. Stałem ponad godzinę aby wejść i to dwa razy. W środku, na szczęście poszło już dosyć sprawnie. Chwilę siedzenia i zostałem wezwany do okienka.

Muszę wspomnieć, że to nie pierwsza rozmowa z konsulem w tej ambasadzie. Kilkanaście lat wcześniej była pierwsza moja próba wyjazdu na wycieczkę do USA. Przygotowałem się wówczas bardzo solidnie. Według wskazówek innych osób wydrukowałem sobie szereg dokumentów. Zaświadczenie od pracodawcy, zaświadczenie ze studiów. Wyciąg z konta na którym miałem chwilowo większą kwotę pieniędzy. Nie pamiętam co jeszcze ale pokornie w okienku starałem się zaprezentować jak najlepiej. Podczas bardzo krótkiej rozmowy moja aplikacja została odrzucona i zostałem w Polsce. Dodam, że odrzucona bez podania jakiejkolwiek przyczyny. Tym razem nie przygotowywałem się wcale a moja rozmowa wyglądała tak:

  • Hello! 
  • Hello! Po polsku czy woli Pan po angielsku?
  • Obojętnie. 
  • W jakim celu wybiera się Pan do USA. 
  • Planuje przebiec maraton w Chicago i przy okazji trochę pozwiedzać.
  • O! Przebiegłeś już jakiś maraton? 
  • Tak, cztery ale wszystkie w Polsce to będzie mój pierwszy zagraniczny bieg.
  • Świetnie, lubię maratony!
  • Serio?! 
  • Nie, żartowałem. Umarłbym jakbym miał przebiec maraton. Miłego lotu do Stanów Zjednoczonych Ameryki i powodzenia na maratonie!

To wszystko. Gadka – szmatka to jedynie czas na kilka podpisów i pieczątek ze strony konsula. Już wiedziałem, że jedyną rzeczą do ogarnięcia był trening.

Bilet

Po uzyskaniu wizy a właściwie podczas czekania aż mi ją wyślą mogłem się zająć biletami. Tutaj czas zadziałał na niekorzyść. Stara metoda kupowania z wyprzedzeniem to dobra metoda. Niestety, ja z niej nie skorzystałem. Na wiosnę bilety były już dużo droższe. Co ciekawe, bilet był tańszy z Gdańska do Chicago z przesiadką w Warszawie niż z Warszawy do Chicago tym samym samolotem. Za wariacji wziąłem sobie dodatkową usługę w postaci siedzenia przy oknie. Myślałem sobie, że popatrzę jakie tam widoki są oknem. Wybrałem ładnie miejsce za prawy skrzydłem. Jak się zdziwiłem gdy zobaczyłem swoje siedzenie. Moja luksusową, skrupulatnie wybraną miejscówę możecie zobaczyć na tym zdjęciu:



Lądowanie

Uzyskana w ambasadzie wiza tak naprawdę wizą nie jest. Nazywana jest wizą dosyć potocznie. Tak naprawdę w ambasadzie uzyskuje się promesę na wizę a ta właściwą wizę dostaje się na lotnisku na terenie Stanów Zjednoczonych. Nie wiem, dlaczego się tak dziwnie utarło. Pewnie dlatego, że wiza na lotnisku to głównie formalność. Zdarzały się, jednak przypadki, że Polacy z lotniska byli zawracania. Niezmiernie, jednak rzadko i w przypadku sporych naruszeń przepisów. Ostrzegany byłem, jednak aby skupić się podczas rozmowy z oficerem, który wbija w paszport wizę. Z tego względu, że są oni mało przyjaźni turystom a policja lub inni funkcjonariusze są dość specyficzni.

Faktycznie, gdy nadeszła moja kolej na rozmowę czułem się jak na spotkaniu z komandosem. W pierwszym momencie pan komandos traktował mnie bardzo przedmiotowo i sprawiał wrażenie niezłego zabijaki. Typowy, amerykański zabijaka z filmu. Dodam, że wykończony po podróży ciężko kontaktowałem a tu jeszcze rozmowa po angielsku z Terminatorem. Krótko odpowiedziałem, że planuję przebiec Chicago Marathon i przy okazji trochę pozwiedzać. Pan zripostował, że trochę szybko na ten maraton przylatuję a przyleciałem ponad tydzień wcześniej. Cóż, pan komandos mógł mi przysporzyć  pewnie kilku problemów ale chyba pomógł mi trochę Eliud Kipchoge. Przebiegł on sterylny maraton we Wiedniu podczas, którego wykręcił nieoficjalny rekord świata i pobił granice dwóch godzin, zarazem. Pan komandos rzucił jakąś niezbyt udaną anegdotą na ten temat ale już wiedziałem, że patrzy na mnie przychylnym okiem. Wydaje mi się, nawet, że miał ochotę się uśmiechać przez moment. Pieczęć w paszport i kilkadziesiąt metrów dalej postawiłem nogę na amerykańskiej ziemi.

I teraz już wiecie jak się dostać na maraton w Chicago.


Jak się dostać na maraton w Chicago?

Tydzień przed biegiem Chicago Marathon

Zależnie od terminu przyjazdu warto dostępny czas wykorzystać odpowiednio. Przyjechałem do USA tydzień przed biegiem, więc mogłem ten czas spożytkować na zwiedzanie i przyjemności. W tym okresie nie było, oczywiście szaleństw, ale dietę już odpuściłem bo nawet nie było jej jak przypilnować. Trenowanie też było raczej doraźne.

Treningi

Dokładnie tydzień przed Chicago Marathon byłem na biegu w Downtown Chicago. Dzięki mieszkającym tam znajomym Polakom udało się to zorganizować. Gdy znajomi puścili info, że przyjeżdżam z Polski na maraton to od razu skrzyknęło się kilkanaście osób i umówiliśmy się na bieg. Jak to w Stanach bywa ludzie pracują w różnych dniach i o różnych porach. Najczęściej czas na trening jest wcześnie rano, wręcz w nocy. I takim, oto sposobem jeszcze przed wschodem słońca wszyscy znaleźliśmy się na parkingu przy 31st Street Beach aby trochę pobiegać.

Jak się okazało, wielu Polaków mieszkających w Chicago bierze udział w lokalnym maratonie. Jeśli, nie co roku to chociaż co kilka lat jak uda się przebrnąć przez loterię. Dlatego, też dwie osoby oprócz mnie tego dnia planowały bieg w maratonie tydzień później. Dzięki gościnności tych osób ten bieg był dużo przyjemniejszy i okraszony miłą rozmową i wskazówkami. Przebiegliśmy ciekawymi trasami Downtown Chicago i mogłem już sobie pooglądać co nieco. Był to pierwszy mój kontakt z tak wielkim miastem.

Miałem już szansę oglądać największe europejskie metropolie ale nie mają one podjazdu do tego co znajduje się w Chicago. Nabudowali się tam trochę. Bieg był dosyć długi i ostatni z takich, właśnie długich biegów przed maratonem. Po biegu czas na fotki, rozmowy i kąpiel w jeziorze Michigan, które w sumie robi wrażenie bardziej morskie. 

Po tym treningu był jeszcze jeden w parku. Oczywiście, zdecydowanie krótszy i w mniejszym gronie ale również przy okazji mogłem trochę pozwiedzać. Generalnie, każda możliwość wykorzystywałem na poznanie otoczenia ale to chyba zawsze tak robię.



Dzień przed biegiem

Dzień przed biegiem przebiegł dosyć spokojnie. Odżywiam się normalnie i wypiłem jedno piwo. Nadmienię, że nie stosowałem żadnego ładowania węglowodanami ani nic takiego. Uznaje tą metodę i sprawdziła się ona u mnie wiele razy ale w USA po prostu nie była takich możliwości. Zbyt dużo zwiedzania i zbyt dużo dobrego się działo aby trzymać michę.

Pakiet startowy

W ciągu dnia musiałem odebrać pakiet startowy, oczywiście. W tym celu udałem się do McCormick Place, które to jest areną wystawową. Zawsze lubiłem i nadal lubię pochodzić sobie na targach przed biegiem i popatrzeć sobie co tam mają i dają. Te w Chicago były dosyć spore. Inny czas i szerokość geograficzna i mamy zupełnie odmienne Expo niż to jakie było np. przed Bergen City Marathon. Tutaj był splendor I dobrobyt. Można było kupić wszystko, czego potrzebuje biegacz.

Wspominałem, że lubię sobie pochodzić i popatrzeć ale rzadko kiedy cokolwiek kupuję. Parę razy zdarzyło mi się coś nabyć i to tylko dlatego, że zapomniałem tego z domu. Traktowałem takie zakupy jako zapasowy magazyn z którego w razie czego można coś pobrać. Nie tym razem.

Tym razem planowałem sobie kupić jakiś super obrandowany ciuch z wielkim logiem Chicago Marathon. Muszę przyznać, że na expo spędziłem sporo czasu i sporo się naoglądałem. Swoją główną pamiątkę chciałem nabyć droga kupna u samego źródła czyli na oficjalnym  stanowisku Nike na samym środku sali. Było ono dosyć oblegane a ludzie przebierali w ciuchach i je przymierzali. Niestety, nie wszystko co mi się spodobało było dostępne w moim rozmiarze. Mówiąc wprost – były same duże rozmiary. Te rozmiary, równocześnie były nieco większe niż ich europejskie odpowiedniki. Od razu zauważyłem marketingowy błąd bo expo było głównie oblegane przez azjatów. Stanowili oni około połowy wszystkich tam obecnych i każdy był mniejszy nawet ode mnie.

Oczywiście, znalazłem dla siebie ciuch, który zostanie już ze mną na zawsze i będę się nim mógł lansować na treningach. Dodam również, że koszulka, która już była w pakiecie jest świetnym produktem. W dobrej rozmiarówce i jest jedną z najlepszych jakie kiedykolwiek znalazłem w pakiecie startowym. 


Tomasz Adamek  

Wieczorem przed startem wybrałem się, jeszcze do Wintrust Arena na walkę Tomasza Adamka z Jarrellem Millerem. Skoro w Chicago byłem ja i Tomasz Adamek, zarazem to warto było to wykorzystać i obejrzeć to sportowe show. Na walce oraz jej wyniku spuszczę zasłonę milczenia ale wypełniła ona mój przed maratoński wieczór. 




  • New York City Marathon, Maraton w Nowym Jorku
  • New York City Marathon, Maraton w Nowym Jorku
  • New York City Marathon, Maraton w Nowym Jorku

Chicago Marathon

Wczesna pobudka

Dzień maratoński zaczął się bardzo wcześnie. Trzeba pamiętać, że jest to potężna impreza sportowa z udziałem kilkudziesięciu tysięcy osób. Tam, żeby się nie zgubić ale nie spóźnić to trzeba zajechać dużo wcześniej niż godzina startu. Pobudka w środku nocy, szybka bułka i kawa i w drogę.


World Marathon Majors

Na miejscu byłem, oczywiście przed świtem. Jak możecie się domyślić, wczesny przyjazd nie zagwarantował miejsca parkingowego koło linii startu. Spotkaliśmy się na jednym z okolicznych parkingów z Polakami z którymi tydzień wcześniej trenowałem. Przybyli zawodnicy, ich rodziny, znajomi i pozostali kibice. Wszyscy na to jedno wydarzenie jakim był Chicago Marathon. Ubrani jeszcze ciepło udaliśmy się w kierunku Grant Park z fontanną znaną z czołówki serialu Świat według Bundych.



Przed startem 

Na miejscu było widać, że wszystko jest bardzo dobrze zorganizowane. Jasno było widać gdzie iść do depozytu a gdzie do strefy startowej. Panował spokój i względna cisza. Biegacze nie tłoczyli się w tłumie, nie panikowali, wszystko było idealnie. W odpowiednim czasie przed startem udałem się do depozytu a następnie do strefy startowej. Tutaj muszę zaznaczyć, że widziałem wiele rozwiązań, które to wydarzenie usprawniały. Startowałem wcześniej w kilkudziesięciu biegach w Polsce i żałuję, że nie dotarła jeszcze do nas ta kultura organizacyjna. Wiem, że wszystko do nas przyszło z zachodu ale jakoś się często nie sprawdza. Mimo kilkudziesięciu tysięcy biegaczy wszystko działało szybko i sprawnie bez zbędnej paniki i pośpiechu.



Bieg

Pogoda sprzyjała. Ludzie byli mili i uprzejmi. Worek w depozycie. Był zapał i ekscytacja.

Stojąc na starcie czekałem na rozbieg i przekroczenie linii mety. Nie wiem jak to się organizatorom udało ale róży tak sporej liczbie osób nie musiałem czekać zbyt długo na start i nie było żadnych zatorów. Wybił czas startu i rozpoczął się najlepszy zorganizowany bieg w jakim brałem udział do tamtej pory.

Od samego początku biegaczom towarzyszyły tłumy. Cały bieg odbywał się w towarzystwie innych biegaczy i mnóstwa kibiców. To jest główna różnica w porównaniu do naszych, polskich maratonów. Nawet biegnąc w Warszawie w końcu przychodzi czas na wbiegnięcie w jak podmiejskie tereny typu Wilanów gdzie tylko hula wiatr. W momencie, gdy nadchodzi ściana i zgon nie ma nikogo kto by Cię skrzyczał. Nie na World Marathon Majors. Tutaj kibicowanie odbywa się cały czas. Od początku do końca. Dosłownie, na całej długości biegu stoją ludzie w dość gęstym szeregu, przez całe 42 kilometry i 195 metrów. Nie tylko stoją ale krzyczą i dopingują. Kilkukrotnie podbiegł do mnie jakiś czarnoskóry mężczyzna krzycząc „You can make it”, można było się poczuć jak bohater filmu.

Kibicujące dzielnice

Okrzykom nie ma końca a przekrój kibicujących osób jest szeroki. Biegnąc główną dzielnicą biznesową Chicago pan prosto z filmu z teczką i w szarym cienkim płaszczu stał i wszystkich dopingował. Pewnie nie mógł dotrzeć do pracy i postanowił spożytkować inaczej ten czas.

Sytuacja się zmieniała wraz ze zmieniającym się otoczeniem. W dzielnicy typowo imprezowej grupki panów pod wpływem również kibicowały. Podobnie jak w dzielnicy meksykańskiej czy chińskiej. Każda dzielnica przygotowała się na powitanie zawodników. Małe sceny i grające zespoły oraz inni wodzireje dbali o to aby nie było za cicho. Bardzo fajnie było popatrzeć jak poszczególne narodowości się przebierają w swoje historyczne stroje i starają się umilić bieg maratończykom. Osobiście najbardziej podobała mi się dzielnica meksykańska w której to mężczyźni mieli wielkie sombrera a kobiety długie sukienki. Leciała meksykańska muzyki i był meksykański doping. Najmniej oryginalna była dzielnica chińska ale nie ze względu na słabe przygotowanie czy coś. Dzielnica była wystrojona na bogato i było w niej bardzo głośno, dopingu nie brakowało. Odniosłem, jednak wrażenie, że wśród tego ogromnego tłumu kibiców w chińskiej dzielnicy byli głównie biali ludzie.

Nie brakowało, również scenerii prosto z amerykańskich filmów. Generalnie Ameryka na żywo wygląda jak na filmach. Wracając do tematu, wbiegając pod wiadukt rodem z niebezpiecznej dzielnicy już z daleka widziałem koczujących tam ludzi. Nie było zbyt bogato odziani i chyba nie powiodło im się w życiu ale i oni wynieśli kartony z napisami, swoje boomboxy i dopingowali głośno biegaczy.


Bank of America Chicago Marathon

Bank of America Chicago Marathon

Bank of America Chicago Marathon

Bank of America Chicago Marathon

Bank of America Chicago Marathon

Bank of America Chicago Marathon

Doping

Doping to główna wartość Bank of America Chicago Marathon. Jak mogliście przeczytać różne dzielnicę szykowały swój wystrój. Nie spotkałem ani przez chwilę zgrymaszonych ludzi, którzy nie mogą przejść przez przejście dla pieszych. Wręcz przeciwnie. Dopingu nie było końca i nie było szansy na pochylenie głowy i ponarzekanie w stylu „na co mi to było, to mój ostatni maraton”. Dosłownie, na każdym metrze ktoś do biegaczy krzyczał i dopingował. Z drugiej strony człowiek by, jednak chciał trochę spokoju na przebrnięcie przez zgon ale przynajmniej dzięki temu dopingowi wynik był lepszy. 

W pewnym momencie stwierdziłem, że nie założyłem na siebie jakiejś koszulki klubowe a nie daj Boże że swoim imieniem. Wielu kibiców kierowało swoje okrzyki bezpośrednio do biegaczy a imiona na koszulce tylko te okrzyki przyciągały. Przez wiele kilometrów biegłem prawie na równi z pewnym mężczyzną. Łatwo było zauważyć, że ma na imię Peter i jest ze Szwecji. Niestety bardzo często musiałem słuchać okrzyki z boku „Peter from Sweden…”. Oczywiście, narzekam bezpodstawnie ale obrazuje to, mam nadzieję, jaki mocny jest doping na Chicago Marathon i jak aktywni są stojący obok kibice.


Bank of America Chicago Marathon

Bank of America Chicago Marathon

Finish

Muszę przyznać, że ten maraton udało mi się przetrwać w dosyć dobrym zdrowiu. Nie wiem czy to dzięki dopingowi i niesieniu przez kibiców czy rzetelnym przygotowaniem. Zapewne obie te dwie rzeczy miały istotne znaczenie. Pod koniec biegu, oczywiście było już dosyć źle. Jak to zazwyczaj podczas maratonu bywa po trzydziestym kilometrze nadchodzi ścianą. Podobnie było tym razem na trzydziestym którymś ciało zaczęło odmawiać posłuszeństwa. Na szczęście dało się to przezwyciężyć i ukończyć bieg bez zatrzymywania się ani razu. Trochę na sztywnych nogach ale cały czas z odpowiednim, maratońskim tempem.

Pamiętam, że za linia mety, gdy zeszło napięcie zalała mnie fala zmęczenie. Lepiej za metą niż przed. Odebrałem medal, a właściwie został mi on zawieszony na szyi przez Petera Ciaccia ówczesnego prezydenta New York City Marathon. Jakiś wolontariusz krył mnie folią NRC i poczułem trochę ciepła ale pierwsze kilka minut głównie ból i cierpienie. Małymi tip-topami parłem powoli do przodu. Przy osłabionym biegiem wzroku dostrzegłem kątem oka jak ktoś rozdaje Guinnessa finisherom. Przez moment moje tip-topy trochę przyspieszyły i odebrałem swoją puszkę. Kawałek dalej, koło trawnika musiałem się walnąć na ziemię i chwilę poleżeć. Całe szczęście, w przeciwieństwie do innych moich maratonów zgon nie trwał długo. Ogarnąłem się po chwili, wypiłem swoje piwo, popatrzyłem na medal i poczułem się lepiej. Udało się.

Po jakimś czasie mogłem śmiało odebrać worek z depozytu i opuścić strefę zawodów. Nadszedł czas na gratulacje, spotkania i zdjęcia.


Po biegu

Kluczem do zadowolenia z każdego biegu jest dobre przygotowanie. Nie mam tu specjalnie na myśli wyniku bo to wiadomo ale zadowolenie. Nie ma nic gorszego niż bieg w bólach a potem zgonowanie cały dzień. Odbiera to całą satysfakcję i pozostawia niedosyt. Po moim Chicago Marathon miałem jeszcze na tyle energii aby niewiele ale jednak trochę poświętować. Wybraliśmy się ze znajomymi na jedzie, gdzie wsunąłem amerykańskiego burgera z frytkami. Starczyło nawet sił na parę piw. Ekscytacja pozostała na cały dzień i wiedziałem, że jest to jeden z tych dni w życiu, które pamięta się bardzo długo. To był top takich dni.

Podczas mojej przygody z maratonem w Chicago udało się wszystko. Głównie dzięki rzetelnemu podejściu i sumiennym przygotowaniom. Miałem zaplanowany każdy krok i byłem przygotowany na każdą sytuację i niespodziankę. Każde odstępstwo od planu było przeze mnie przewidziane i zaakceptowane lub wyeliminowane. Dzięki temu udało się wszystko zrobić bez większych stresów i zawodów.

Dosłownie dwa dni po Chicago Marathon skręciłem kostkę podczas krótkiej przebieżki. Niestety to zapowiadało przerwę od biegania. Noga na wysokości kostki była grubości łydki a to bardzo zły objaw. Od tamtej pory nieustannie doskwierają mi kontuzje w obu nogach. Mimo złamanej kostki już w styczniu wróciłem do bieganie. Nawet udało mi się zrobić całkiem niezłą formę półmaratońską. Niestety, nagle nadeszło zapalenie okostnej w lewej kości piszczelowej. Ledwo co to wyleczyłem to nabawiłem się złamania zmęczeniowego w prawej kości piszczelowej. Gdy lekarz powiedział, że już jest ok i mogę biegać, okazało się, że jednak nie jest ok. Złamanie powróciło i tak się ciągnie do tej pory. Niestety, bieganie musiało zejść na dalszy plan tak jak starty w pozostałych World Marathon Majors.


World Marathon Majors

Bank of America Chicago Marathon MEdal

World Marathon Majors

Czy warto? 

Moja odpowiedź jest jasna i oczywista. Start w takim biegu to wrażenia niezapomniane na wiele lat. Dodatkowo już zawsze można się mianować maratończykiem. Doping i organizacja są niespotykane w Polsce. Można powiedzieć, że jest szansa, że przej ludzie się przez cały maratoński dzień bez żadnego stresu, oprócz tego na linii startu. 

Z drugiej strony bierze się udział w maratonie z największymi sportowcami. Podczas edycji w której ja startowałem biegli również Gwen Jorgensen czy Mo Farah. Dorzucić do tego można, również celebrytów. Ten sam maraton przebiegł np. komik i aktor Kevin Hart.

Całość wspominam bardzo dobrze i każdemu biegaczowi życzę, aby dostał szansę w takim wydarzeniu uczestniczyć.

Popatrzcie na zdjęcia, które po maratonie w Chicago mi zostały. 


Jak się dostać na maraton w Chicago?

Jak się dostać na maraton w Chicago?


Ulice Chicago

Arena Fastpack

medal z maratonu

Zobacz także:

Chicago swego czasu było synonimem gangsterki i miasta opanowanego przez grupy przestępcze. Dobrze pamiętam, gdy osoby podróżujące przekonywały mnie o
tapety na telefon
Udostępnij: